Uciążliwe inwestycje
Proszę sobie wyobrazić osiedle domów na uboczu, wśród pól dawnego PGR-u. Od zawsze prowadzone były tu uprawy. I naraz na tych polach stają ogromne fermy hodowlane. Fermy – jak relacjonują ludzie - powstały w kilka miesięcy, pod osłoną pola rosnącej kukurydzy. Kiedy kukurydzę ścięto, hale już stały. Bo formalności nasze państwo załatwia coraz sprawniej. Sama budowa też nie jest już wielkim wyzwaniem.
Efekt? Fetor, odór to nie jest jedyny problem, z jakim ci ludzie się zmagają. Much jest w okolicy tak wiele, że latem nie otwiera się w ogóle okien. Pełno jest gryzoni – jednej nocy w domu można złapać ich mnóstwo. To miejsce przestaje się nadawać do życia – ale dokąd ci ludzie mają pójść, skoro mieszkają w tym miejscu od lat, skoro nikt nie będzie chciał tej nieruchomości kupić, skoro droga sadowa jest uciążliwa?
Na czym polega problem? Teoretycznie mieszkańcy mogliby stać się w takiej sytuacji stroną postępowania zanim te fermy powstały. Mogliby dopytać się o szczegóły, uświadomić władzom samorządowym, że koszt dla środowiska może być w takim przypadku większy niż spodziewane korzyści z inwestycji. Tylko, że o tym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że inwestycja jest planowana, nie wiedzieli, jaki mają możliwości prawne.
Samorząd – gminny czy powiatowy – nie przyłożył się do konsultacji. Lokalnym włodarzom często zależy na inwestycjach, bo to oznacza wyższe podatki. Ale o komfort obywateli dba się już mniej. W państwach członkowskich Unii Europejskiej z tym problemem zderzono się już dawno temu. To dlatego UE wprowadziła rozwiązania nakazujące porządne konsultacje – aby w ten sposób pomagać obywatelom i rozwiązywać w drodze dialogu zbędne konflikty. Teraz ludzie są już tylko źli, tylko złość im pozostała, złość na nasze państwo.
(z wystąpienia RPO Adama Bodnara w Sejmie 15 września 2017 r.)