Będzie śledztwo w sprawie antyuchodźczego spotu PiS. Sąd uwzględnił zażalenie RPO
- Prokuratura ma przeprowadzić śledztwo w sprawie spotu wyborczego Komitetu Wyborczego PiS z 2018 r. – postanowił sąd
- Zgodził się z argumentami RPO
- Rzecznik zaskarżył do sądu postanowienie prokuratury, która odmowę wszczęcia postępowania argumentowała tym, że spot wyrażał jedynie poglądy autorów i wcale nie wzywał do aktów wrogości
- RPO odpowiada: wzywanie do nienawiści ma różne oblicza, a granicą wolności słowa jest dobro innych ludzi i przyrodzona godność człowieka
Tuż przed I turą wyborów samorządowych w październiku 2018 r. PiS i kandydat na prezydenta Warszawy Patryk Jaki opublikowali spot krytykujący konkurencję polityczną. Minutowy, stylizowany na program informacyjny spot, przedstawiał straszliwą wizję Polski w 2020 roku po tym, jak samorządy, wbrew polityce rządu, miały zadecydować o przyjęciu uchodźców.
Spot
- Samorządowcy z PO chcą przyjmować migrantów, potwierdzili to specjalną deklaracją. Dziś PO zapowiada likwidację urzędów wojewódzkich. To kolejna próba działania wbrew polityce rządu – mówi lektor. Towarzyszyła temu informacja, że to urzędy wojewódzkie decydują o sprawach obcokrajowców. Potem spot przenosi się do 2020 r. Osoba upozorowana na dziennikarkę mówi: - Mija rok, od kiedy Platforma Obywatelska zlikwidowała urzędy wojewódzkie. Słychać informacje o „enklawach imigrantów i obawach mieszkańców”, a „napady na tle seksualnym stały się codziennością”. „Czy będziemy czuli się bezpiecznie, jeśli PO to zrealizuje? - stwierdza na koniec lektor, z napisem: "21 października wybierz bezpieczny samorząd".
Te informacje o dramatycznych wydarzeniach ilustrowane były materiałami przedstawiającymi przemoc i agresję.
Wniosek RPO, by prokuratura zbadała spot i sprawdziła, czy nie narusza on zakazu publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych i wyznaniowych, został odrzucony. 17 listopada 2018 r. odmówiła ona śledztwa.
19 lutego 2019 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy–Mokotowa uwzględnił jednak zażalenie Rzecznika Praw Obywatelskich i Stowarzyszenia Interwencji Prawne.
Co powiedział sąd?
Sąd uznał decyzję prokuratury za przedwczesną: powinna była przede wszystkim uważniej przyjrzeć się spotowi, ocenić go, także z pomocą biegłych (językoznawców i specjalistów w dziedzinie nauk społecznych i politycznych), a także uwzględnić kontekst wyborczy, w jakim spot się ukazał.
Sąd powtórzył twierdzenie RPO, że istotną cechą każdej kampanii wyborczej jest próba nakłonienia ludzi do podzielenia poglądów autorów kampanii. A jeśli tak, to nie ma tu mowy o jedynie prezentowaniu poglądów. Fakt, że kontekstem tego komunikatu była kampania wyborcza, powinien był być wzięty pod uwagę przy ocenie, czy autorzy dopuścili się przestępstwa publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i wyznaniowych (art. 256 § 1 kodeksu karnego; grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2).
Sąd podzielił także pogląd, że prokuratura nie może odmówić wszczęcia postępowania w sprawie o przestępstwo ścigane z urzędu, jeżeli żąda tego Rzecznik Praw Obywatelskich powołując się na artykuł 14 pkt 5 ustawy o RPO. (Rzecznik ma prawo „żądać wszczęcia przez uprawnionego oskarżyciela postępowania przygotowawczego w sprawach o przestępstwa ścigane z urzędu”).
RPO: spot miał wywołać skrajne emocje
Spot został wyemitowany tuż przed I turą wyborów 21 października, a 23 października Adam Bodnar wystąpił do Prokuratora Okręgowego w Warszawie o wszczęcie z urzędu postępowania pod kątem art. 256 § 1 KK.
RPO chciał, by prokuratura sprawdziła, czy spot nie miał na celu wzbudzenia wśród odbiorców nienawiści lub innych silnych negatywnych emocji wobec migrantów, uchodźców, osób pochodzenia arabskiego i wyznawców islamu.
Zdaniem RPO było to prawdopodobne, bo spot był częścią kampanii wyborczej. A wywołanie u odbiorców skrajnie negatywnych emocji mogło być sposobem na zachęcanie do oddania w wyborach samorządowych głosu na ugrupowanie, które sprzeciwia się przyjmowaniu migrantów. A zatem w spocie mogło chodzić nie o informacje a o negatywne emocje.
Jak prokuratura uzasadniła, że nic złego się nie stało
Niespełna cztery tygodnie później, 17 listopada 2018 r., prokurator odmówił wszczęcia postępowania „z braku znamion czynu zabronionego”.
W uzasadnieniu stwierdził, że spot był „w istocie częścią kampanii samorządowej i w sposób przykuwający uwagę wyraża[ł] pogląd jego autorów na kwestie napływu migrantów do Polski, lecz nie stanowi[ł] próby przekonania kogokolwiek do określonego uczucia, w tym przypadku nienawiści. […]
Nie jest przekonywaniem do nienawiści wyrażanie treści świadczących o tym, że ich autor posiada dany pogląd na dany temat lub żywi określone emocje wobec wskazanej grupy osób”.
Prokurator uznał też, że autorzy „dali wyraz wyłącznie swoich poglądów, do czego uprawniał ich art. 54 ust. 1 Konstytucji RP”.
„Żadna zaprezentowana w spocie forma przekazu nie podżega, nie wzywa, ani nie apeluje o żadne akty niechęci czy wrogości. Nawet z punktu widzenia gramatycznego” – dodał prokurator.
Czy materiał wyborczy to prezentacja poglądów?
Rzecznik się z tym nie zgodził i złożył zażalenie do sądu.
Powtórzył w nim: celem spotu było nie informowanie odbiorców o poglądach nadawcy, ale wywołanie lęku oraz niechęci. Autorzy, poprzez zestawienie zdjęć, muzyki i komentarzy imitujących relację dziennikarską, chcieli wywołać u odbiorców wrażenie, że uchodźcy z krajów arabskich i wyznawcy islamu, stanowić będą poważne zagrożenie.
Rzecznik przywołał badaną przez Europejski Trybunał Praw Człowieka sprawę Féret przeciwko Belgii.
Belgijski polityk Daniel Féret został w 2006 r. uznany za winnego podżegania do dyskryminacji za ulotki wyborcze o treści: „stań przeciwko islamizacji Belgii”; „zatrzymaj udawaną politykę integracyjną”; „wysłać nie-europejskich poszukiwaczy pracy do domu”. Féret poskarżył się do ETPCz, że Belgia naruszyła jego prawa do swobody wypowiedzi. Trybunał w wyroku z 16 lipca 2009 r. nie tylko uznał, że treść ulotek nie stanowiła poglądów polityka, ale wręcz stwierdził, że właśnie przez kontekst wyborczy przesłanie Daniela Féreta stanowiło podżeganie do nienawiści rasowej. Kara za ulotki była usprawiedliwiona poszanowaniem praw innych osób, w szczególności członków społeczności imigrantów.
- Tymczasem w zaskarżonym postanowieniu prokurator ten ważny aspekt sprawy pominął – zauważył Adam Bodnar w zażaleniu do sądu.
Podżeganie do nienawiści ma różne formy
Europejski Trybunał wyjaśnił też (także sprawie Féret przeciwko Belgii), że nawoływanie do nienawiści nie musi wiązać się z wzywaniem do przemocy. Nie są potrzebne wezwania do przemocy - wystarczy, że wypowiedzi wyraźnie prowadzą do budzenia poczucia nieufności, odrzucenia lub nawet nienawiści do obcokrajowców.
Także Sąd Najwyższy w wyroku z 5 lutego 2007 r. uznał, że znamiona przestępstwa publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i wyznaniowych (art. 256 § 1 Kk) mogą wypełnić również wypowiedzi, które wzbudzają uczucia silnej niechęci, złości, braku akceptacji, wręcz wrogości do osób bądź całych grup.
Również Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy w postanowieniu z 21 września 2018 r. zauważył, że przedstawianie imigrantów ”jako potencjalnego źródła zagrożenia napadem, gwałtem lub mordem bez wątpienia wzbudza u znacznej części odbiorców uczucia niechęci i wrogości”.
Gdzie jest granica wolności wypowiedzi
Rzecznik nie zgodził się też w zażaleniu do sądu z twierdzeniem prokuratury, by spot korzystał z gwarancji art. 54 ust. 1 Konstytucji. Prokurator pominął bowiem fakt, że wolność wyrażania opinii nie jest nieograniczona. Granicą jest przyrodzona i niezbywalna godność człowieka (art. 30 Konstytucji) oraz wolności i prawa innych osób (art. 31. ust 3 Konstytucji). Przypomniał o tym Sąd Najwyższy w postanowieniu z 17 sierpnia 2016 r.
Także w sprawie Féret przeciwko Belgii ETPCz wskazał, że władze powinny brać stronę pokrzywdzonych słownymi atakami, a nie chronić niewłaściwe korzystanie z wolności wypowiedzi.
Dlaczego prokurator naruszył ustawę o RPO
Rzecznik wystąpił do prokuratury, powołując się na art. art. 14. ust. 5 ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich, który stwierdza że organy ścigania otrzymujące takie żądanie Rzecznika są zobowiązane niezwłocznie wszcząć postępowanie przygotowawcze w sprawie o przestępstwo ścigane z urzędu. Dlatego prokurator nie mógł tak po prostu - w ramach przedprocesowych czynności sprawdzających – odmówić wszczęcia postępowania.
Odmowę wszczęcia postępowania można więc – zauważył w zażaleniu do sądu RPO - uznać za utrudnianie wykonywanie zadań Rzecznikowi Praw Obywatelskich i godzenie w konstytucyjne gwarancje ochrony praw i wolności człowieka i obywatela (art. 208 i art. 80 Konstytucji).
RPO przypomniał we wniosku do sądu, że obowiązek wszczęcia postępowania na żądanie RPO jednoznacznie potwierdził Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w postanowieniu z 21 września 2018 r. Uchylając postanowienie prokuratury o odmowie wszczęcia dochodzenia w zgłoszonej przez Rzecznika sprawie, sąd wyraźnie stanął na stanowisku, że podjęcie decyzji o wszczęciu postępowania przygotowawczego (w sprawie o przestępstwo ścigane z urzędu) jest konieczne w każdym przypadku, kiedy zwraca się o to RPO.
- Prokuratorowi, który wydał zaskarżone postanowienie, z pewnością znane było przedstawione w tym orzeczeniu stanowisko. Mimo to prokurator zdecydował się całkowicie pominąć opinię sądu, nie próbując nawet z nią polemizować, i odmówił wszczęcia dochodzenia w zasygnalizowanej przez Rzecznika sprawie. Tym samym w sposób rażący naruszył art. 14 pkt 5 ustawy o RPO – wskazał Adam Bodnar w piśmie do sądu.
Według Rzecznika ograniczenie aktywności prokuratury tylko do czynności przedprocesowych uchybiło także szeregowi obowiązków Polski w zakresie ochrony przed naruszającą godność dyskryminacją, wynikających m.in. z art. 20 ust. 2 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, art. 4 Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji rasowej, czy art. 14 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.
XI.518.66.2018