Po co nam konstytucja? - debata z udziałem Adama Bodnara w Darłówku
- Najlepsza na świecie była konstytucja radziecka. Tylko nic z niej nie wynikało, bo nikt jej nie sprawdzał i nie egzekwował.... – zaczął z spotkanie z rzecznikiem praw obywatelskich Adamem Bodnarem Cezary Łazarewicz. Było to już ostatnie spotkanie tego dnia w namiocie festiwalowym na plaży w Darłówku, ale ludzi ciągle było sporo. Spotkanie współmoderowała red. Ewa Winnicka.
- Z Konstytucją jest jak z menu w restauracji. Chodzi o to, by ludzie mogli się dowiedzieć, czego mogą się domagać - zaczął w Adam Bodnar.
- A jak to działa w praktyce?
- Kiedyś, czy teraz?
- Zacznijmy od tego, co było kiedyś.
- Pewnego razu na Helu uchwalono przepisy ograniczające dysponowanie nieruchomościami ze względu na obecność bazy wojskowej. Ludzie pisali więc do RPO, by coś z tym zrobił. RPO skierował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego powołując się na skargi obywateli, których prawo własności zostało ograniczone w sposób nieproporcjonalny do celu, jaki miał zostać osiągnięty. I po jakimś czasie Trybunał ocenił i przyznał im rację. Na orzeczenia Trybunału czekało się rok-półtora – mówił Bodnar.
- A teraz?
- Teraz RPO zamierza złożyć podobny wniosek, tym razem w sprawie ograniczeń w zbywaniu gruntów rolnych. Jeśli złoży ją przed wejściem w życie przygotowywanej właśnie ustawy i Trybunale (i jeśli wejdzie ona w życie w obecnym kształcie), to na dzień dobry wniosek trafi na pół roku do zamrażarki. Bo na tyle projekt każe wstrzymać prace w celu uzupełnienia nowych wymogów formalnych. A kiedy potem ruszy procedura, nie za bardzo wiadomo.
Jeśli natomiast RPO złoży wniosek po wejściu tej nowej ustawy, to wniosek trafi na koniec kolejki, w której czeka ponad 100 wniosków. I tak samo trudno ocenić, kiedy Trybunał mógłby się nim zająć.
A do tego czasu ludzie będą mogli apelować do władz o zmianę przepisów lub iść do sądu powołując się na Konstytucję (ale to trzeba umieć zrobić i trzeba trafić na sędziego, kto umie zastosować normę konstytucyjną wprost - bo to duża sztuka prawnicza i wymaga odwagi cywilnej).
- Co się takiego stało, że po 25 latach Trybunał stał się solą w oku polityków – pytał Cezary Łazarewicz.
- Trybunał zawsze drażnił polityków, ale zapewne momentem przełomowym był wyrok o niekonstytucyjności ustawy lustracyjnej w 2007 r. Ale przecież jeszcze rok temu PiS zgłaszał wnioski do Trybunału, wykorzystując przysługujące opozycji prawo. Nie twierdził wtedy, że Trybunał nie ma prawa ograniczać woli parlamentarnej większości, za którą stoi wola narodu – tłumaczył Adam Bodnar. - Celem wprowadzanych dziś zmian jest sparaliżowanie Trybunału i to się w 90 proc. udało. Ale Trybunał wciąż posiada zdolność orzekania – co jest w wielu sprawach niezmiernie ważne. Groźne dla nas jest to, że wprowadzane prawo de facto zmienia konstytucji, choć w parlamencie nie ma siły dysponującej konstytucyjną większością.
Bez Trybunału staniemy się zdani na łaskę ustawodawcy. Być może wszystko to brzmi bardzo skomplikowanie i prawdą jest, że obywatel nie musi się aż tak znać na prawie. Ale też nikt od nas nie wymaga, byśmy się np. znali świetnie na hydraulice. A jednak umiemy poznać, kiedy z kranu tylko cieknie, a kiedy awaria grozi zalaniem mieszkania. Dziś jest tak, że woda zalewa nam już łazienkę, już wylewa się do mieszkania i ponosimy już pierwsze niepowetowane szkody. To jest ten moment.
Dlatego tak ważne jest, by dawać świadectwo. Przypominać, że nie ma większości pozwalającej na zmianę konstytucji. Że konstytucja obowiązuje. I trzeba pamiętać jedno: choć cofnęliśmy się w sprawach praworządności, to to nie jest proces zero-jedynkowy. Gdyby stan idealny uznać za 100, to jeszcze niedawno nasz poziom praworządności oceniłbym na 75. Bo ciągle wiele było do zrobienia. Teraz to chyba 45. Mniej, ale ciągle dużo – mówił Adam Bodnar.