Jak Europa może bronić wolnych mediów w Polsce i na Węgrzech? Adam Bodnar i John Morijn dla Politico.com
- W serwisie Politico com ukazał się wspólnty tekst polskiego RPO Adama Bodnara i Johna Morijna, komisarza z z niderlandzkiego Instytutu Praw Człowieka.
- Przekonują oni, że bez działania Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego europosłowie z Polski i Węgier będą pochodzili z wyborów naruszających standardy demokratyczne. Bowiem nie ma demokratycznych wyborów bez wolnych mediów.
- Europa powinna więc bronić wolnych wyborów, a nie zastanawiać się, w jaki sposób wpłynąć na działanie mediów w krajach członkowskich.
Wolność mediów ma fundamentalne znaczenie dla demokracji - i najmniej demokratyczne rządy w Europie o tym wiedzą. W Polsce i na Węgrzech partie rządzące podporządkowały sobie jednak kanały państwowe, agresywnie wykupują też prywatne kanały medialne. Różnorodność opinii prawie znika, a los pozostałych niezależnych mediów wisi na włosku.
Tymczasem Unia Europejska niewiele robi w tej sprawie. Rządy w Warszawie i Budapeszcie nauczyły się kontrolować lokalnych wydawców i nadawców za pomocą prostej, skutecznej formuły: „finansuj swoich przyjaciół i uciszaj wrogów”.
W Polsce związany z rządem państwowy koncern naftowy PKN Orlen próbuje kupić lokale medialne. Celem nie jest dywersyfikacja działań firmy poza obszar paliw kopalnych - chodziło o przejęcie kontroli nad środkami przekazu. Na Węgrzech już prawie nie ma niezależnych wydawców medialnych, a Węgrzy szukający informacji ze źródeł, na które rząd lub partia rządząca nie mają wpływu, mają do dyspozycji zaledwie kilka portali internetowych i stacji radiowych.
Kiedy partia rządząca nie może po prostu kupić przekazu, wysyła prawników, aby wyłączyli nadawcę. W Polsce PiS i jego sojusznicy uderzyli w niezależne media, takie jak „Gazeta Wyborcza” czy oko.press, a także w opiniotwórczych ekspertów, takich jak konstytucjonalista Wojciech Sadurski, z dziesiątkami procesów typu SLAPP (Strategic Litigation Against Public Participation). Te zazwyczaj niepoważne, motywowane politycznie procesy mają na celu zastraszanie i rozpraszanie organizacji medialnych - i obciążanie ich opłatami prawnymi.
Komisja Europejska szybko dostrzegła, jakie niebezpieczeństwo niosły posunięcia przeciwko wolności mediów na Węgrzech i w Polsce. Zauważyła, jakie stanowi to zagrożenie dla europejskiej demokracji. Niestety nadal nie podjęto znaczących działań. W zaleceniu dotyczącym praworządności dla Polski z 2016 r. wymieniono wprost wolność mediów jako obszar niepokoju. Ale na tym się skończyło.(…)
Niedawno Komisja powołała grupę roboczą w celu opracowania przepisów dotyczących spraw typu SLAPP. Ale nawet jeśli zostaną one przyjęte, ustawodawstwo nadejdzie za późno: sądy w tych krajach już są spętane, a państwowe media stały się rzecznikiem partii rządzącej. KE zbadała również skargi dotyczące uczciwej konkurencji w mediach, ale ostatecznie najwyraźniej uznała, że nie może działać.
Komisja ma teraz nowy pomysł, „rozporządzenie o wolności mediów” planowane na 2022 r. Jak zwykle mówi wszystko, co trzeba. Proponowany akt wzmocniłby zdolność UE do nakładania sankcji na kraje za ograniczenia wolności mediów, a nie tylko do monitorowania pogarszającej się sytuacji i niepokoju. Inicjatywa nie ma jednak szans, bo to tak, jakby poprosi indyki o głosowanie za niedzielą. W końcu inicjatywa byłaby wyraźnie skierowana do Polski i Węgier. Można więc oczekiwać, że rządy tych krajów przeciągną debatę i rozwodnią język. (…)
Na szczęście jest inny sposób. Traktaty założycielskie UE wymagają, aby wybory lokalne i do Parlamentu Europejskiego organizowane na szczeblu krajowym były wolne i uczciwe, a standardowe kraje nie mogą się spotkać bez niezależnych mediów. Daje to Komisji możliwość - i obowiązek - działania, gdy opcje medialne stały się tak wąskie, że świadomy wybór nie jest już możliwy.
Wpływ niewolnych mediów na wybory nie jest teoretyczny. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), wyraźnie odbiegając od zwyczajowego języka niedomówień, wprost napisała, że wybory parlamentarne na Węgrzech w 2018 r. i wybory prezydenckie w Polsce w 2020 r. były niesprawiedliwe. Powód: rola mediów kontrolowanych przez państwo w procesie podejmowania decyzji przez wyborców. W obecnym stanie rzeczy to samo będzie miało miejsce w przyszłych wyborach w obu krajach.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen nie powinna więc rozpoczynać kolejnego wzniosłego, skazanego na niepowodzenie projektu legislacyjnego, ale prowadzić akcję, aby zapewnić Węgrom i Polakom prawo do wolnych i uczciwych wyborów.